Integrowanie Cienia

"Aby w pełni skorzystać z metod integrowania Poziomu Cienia, należy przypomnieć, jak on powstaje. Wraz z dualizmem- -wyparciem-projekcją czwartego stopnia Ego ulega podziałowi, jego jedność zostaje wyparta, a Cień - pierwotnie stanowiący integralny aspekt Ego - ulega teraz projekcji jako coś obcego. Ogólnie rzecz biorąc, można myśleć o Cieniu jako o wszystkich potencjałach naszego ego, z którymi straciliśmy kontakt, o których zapomnieliśmy, do których się nie przyznajemy. W związku z tym Cień może zawierać nie tylko nasze „złe”, agresywne, perwersyjne, podłe i demoniczne aspekty, od których staramy się odciąć, lecz także niektóre „dobre”, pełne energii, boskie, anielskie i szlachetne aspekty, o których posiadaniu zapomnieliśmy. Mimo iż staramy się od nich odciąć i wyobcować, pozostają nadal częścią nas, a tego rodzaju gesty są tak samo bezcelowe, jak próby wyparcia się swoich rąk. A skoro aspekty te nadal są częścią nas, nie przestają funkcjonować, więc w dalszym ciągu je postrzegamy, ponieważ jednak uważamy, że nie należą do nas, przypisujemy je innym ludziom. Tak bardzo utożsamiamy własne cechy z innymi, że przestajemy je dostrzegać w sobie.

Na Poziomie Ego to wyobcowanie pewnych aspektów własnej jaźni niesie ze sobą dwie podstawowe konsekwencje. Po pierwsze, nie czujemy już, aby te aspekty były nasze, nie potrafimy więc się nimi posłużyć, uaktywnić ich i zaspokoić związanych z nimi potrzeb - zakres naszego działania ulega więc drastycznemu zawężeniu i ograniczeniu. Po drugie, aspekty te zdają się teraz istnieć w otoczeniu - oddaliśmy swą energię innym, więc wydaje się ona teraz do nas wracać, wpływać na nas od zewnątrz. Zatracamy ją w sobie i „widzimy” w otoczeniu jako zagrażającą naszemu istnieniu. Jak wyraził to psychiatra G.A. Young: „W tym procesie jednostka będzie umniejszała siebie, a wyolbrzymiała otoczenie”.1 W ten sposób komplikujemy sobie życie własną energią. Jak ujmuje to Fritz Perls, twórca terapii gestalt: „Gdy już dojdzie do projekcji lub gdy już dokonamy projekcji jakiejś części swojego potencjału, obraca się to przeciw nam”.

Łatwo dostrzec, jak nasza wyprojektowana energia lub potencjał obraca się przeciw nam. Załóżmy, na przykład, że w naszym ja pojawi się jakiś impuls do działania - do pracy, jedzenia, uczenia się, zabawy itp. Jak odczulibyśmy taki impuls do działania, gdybyśmy w wyniku dualizmu czwartego stopnia dokonali' jego projekcji? On nadal by na nas oddziaływał, nie czulibyśmy już jednaki że należy do nas - zdawałoby się, że pojawia się poza nami, w otoczeniu. W związku z tym nie czulibyśmy własnego działania skierowanego ku otoczeniu, lecz raczej oddziaływanie otoczenia na nas! Zamiast własnej inicjatywy, czulibyśmy się popychani do działania; zamiast własnego popędu, czulibyśmy się popędzani przez innych; zamiast zainteresowania doświadczalibyśmy presji, zamiast pragnienia mielibyśmy poczucie przymusu. Energia wciąż jest nasza, ale z powodu dualizmu czwartego stopnia jej źródło wydaje się nam zewnętrzne, zamiast więc jej używać, czujemy się nią przytłoczeni. Mamy wrażenie, że miotają nami jakieś „zewnętrzne” siły, jakbyśmy byli bezlitośnie manipulowani na podobieństwo bezradnej marionetki, którą porusza ktoś ukryty za kulisami.

Co więcej, możemy projektować nie tylko nasze pozytywne emocje, zainteresowania, popędy i pragnienia, lecz także uczucia negatywne: gniew, niechęć, nienawiść, odrazę itd. Rezultat jest jednak taki sam - zamiast gniewania się na kogoś będziemy mieli wrażenie, że to świat gniewa się na nas; zamiast przejściowego uczucia nienawiści do kogoś odczuwać będziemy czyjąś nienawiść skierowaną do nas; zamiast odrzucenia danej sytuacji będziemy czuli się odrzuceni. Nieświadomi naszych negatywnych skłonności, dokonujemy ich projekcji na otoczenie, zaludniając w ten sposób swój świat wyimaginowanymi, lecz budzącymi realny lęk upiorami, diabłami, zmorami - boimy się własnych cieni.

Poza dokonywaniem projekcji pozytywnych i negatywnych emocji możemy też projektować pozytywne lub negatywne idee, właściwości i cechy Kiedy ktoś rzutuje na kogoś innego swoje pozytywne cechy - na przykład poczucia własnej wartości - rezygnuje z części własnych „dóbr”, umiejscawiając je w tej drugiej osobie. Ktoś taki czuje się wtedy bezwartościowy w porównaniu z tamtą osobą, która teraz staje się niemal nadczłowiekiem, dysponując nie tylko własnymi walorami, lecz i tymi, które zostały na nią wyprojektowane. Taka projekcja pozytywnych skłonności i wyobrażeń często ma miejsce w romantycznej miłości - obojętnie, heteroseksualnej czy homoseksualnej - kiedy to zakochana osoba obdarza obiekt uczucia wszystkimi swoimi dobrymi cechami, a następnie czci jego rzekomą dobroć, mądrość, urodę itd. A przecież „piękno tkwi w oku patrzącego” i osoba romantycznie zakochana tak naprawdę zakochana jest w wyprojektowanych aspektach własnej jaźni. Uważa jednak, że jedynym sposobem odzyskania tych wyprojektowanych cech jest zdobycie ukochanej osoby. Taki sam mechanizm działa w przypadku niepohamowanego podziwu i zawiści, bo wtedy też oddajemy swoje cechy i widzimy je w innych, a nie u siebie. Stajemy się „bezwartościowi”, a świat wypełnia się ludźmi, którzy w naszych oczach są inteligentni, ważni i godni szacunku.

W podobny sposób możemy dokonywać projekcji negatywnych cech i w związku z tym odnajdujemy je nie w sobie, lecz u innych. Jest to zjawisko powszechne, gdyż wobec jakiejś niepożądanej cechy własnej osobowości naszą naturalną skłonnością jest zaprzeczenie jej i wyparcie ze świadomości. To oczywiście daremny -wysiłek, albowiem i tak nie pozbędziemy się tych negatywnych cech - możemy tylko udawać, że tak się stało, dopatrując się ich w innych ludziach. I zaczyna się polowanie na czarownice. Komuniści kryją się pod każdym łóżkiem, Diabeł czai się za każdym rogiem; górą albo my, albo oni! Nasze zawzięte zmagania ze złem tego świata to nic innego jak wymyślna walka z cieniem.

Tych, którzy nie znają mechanizmu projekcji na Poziomie Ego, może on z początku wprawiać w zakłopotanie, a czasem nawet wydawać się groteskowy, zakłada bowiem, że te cechy, które najbardziej nam przeszkadzają u innych, stanowią w istocie nierozpoznane aspekty nas samych. Ta teoria zazwyczaj spotyka się z gwałtownym, pełnym oburzenia sprzeciwem. Jak jednak zauważył Freud, gwałtowny sprzeciw stanowi nieomylną oznakę projekcji - gdybyśmy nie zaprzeczali, nie dokonywalibyśmy projekcji! Fakty są takie, że „pozna swój swego” i nasza małostkowa krytyka wymierzona w innych to nic innego jak nierozpoznane fragmenty naszej własnej autobiografii. Jeśli chcemy wiedzieć, jaki ktoś jest naprawdę, posłuchajmy, co mówi o innych.
Wszystko to w gruncie rzeczy wypływa z odkrycia Freuda: wszystkie emocje są wewnątrzpsychiczne i wewnątrzosobowe, a nie międzypsychiczne i międzyosobowe - emocje są doświadczane (przynajmniej na Poziomie Ego) nie między mną a tobą, a między mną a mną.
Tak zwane nerwice pojawiają się więc wraz z powstaniem dualizmu czwartego stopnia, kiedy spójność Poziomu Ego zostaje naruszona, jego jedność wyparta, a następnie pewne aspekty wy projektowane na otoczenie. Wraz z tym dualizmem czwartego stopnia odcinamy się od niektórych swoich skłonności - zapominamy o nich, a następnie zapominamy, że o nich zapomnieliśmy. Terapia na Poziomie Ego wiąże się więc z przypomnieniem sobie i odzyskaniem swoich zapomnianych skłonności, z ponownym utożsamieniem się z wyprojektowanymi aspektami siebie, ponownym zespoleniem ze swoimi cieniami. Jak opisał to Perls:
"Wiele treści, które są nasze, które stanowią część nas samych, zostało oderwanych, wyobcowanych, odciętych i usuniętych. Reszta naszego potencjału nie jest. dla nas dostępna. Uważam jednak, że większość tego potencjału jest dostępna, lecz w postaci projekcji."

Sugeruję, abyśmy zaczęli od nieprawdopodobnego założenia, że ilekroć sądzimy, iż widzimy coś w innej osobie lub w świecie, jest to wyłącznie naszą projekcją. (...) Możemy ponownie zasymilować, odzyskać swoje projekcje poprzez całkowite zatopienie się w innej rzeczy lub osobie. (...) Musimy dokonać czegoś przeciwnego do wyobcowania - utożsamić się.
Podajmy kilka przykładów, aby w pełni wyjaśnić te kwestie. Przedstawimy te przykłady w czterech grupach, reprezentujących cztery główne klasy projekcji: pozytywne emocje, negatywne emocje, pozytywne cechy i negatywne cechy. Zajmiemy się nimi w takiej-właśnie kolejności.

Projekcja pozytywnych emocji - talach jak zainteresowanie, pragnienie, popęd, motywacja, zapał, podniecenie itd. Jan umówił się na randkę z Marysią. Jest tym niezwykle podekscytowany i jadąc po nią samochodem, nie może się doczekać chwili spotkania. Dzwoniąc do drzwi, lekko drży z podniecenia,' ale nagle wpada w panikę i zaczyna się denerwować, bo drzwi otwiera jej ojciec. Zapomina o początkowej ekscytacji wywołanej perspektywą spotkania i zamiast przejawiać zainteresowanie otoczeniem, ma wrażenie, że to otoczenie - szczególnie ojciec Marysi - interesuje się nim. Zamiast obserwować, czuje się obserwowany i wydaje mu się, że w tej sytuacji to - on jest głównym obiektem zainteresowania. Jan komplikuje swoją sytuację własną energią (choć przypuszczalnie obarczy za to winą otoczenie, a w tym przypadku „złe spojrzenie” ojca Marysi. A przecież nie ma w tej sytuacji niczego, co może. być przyczyną zdenerwowania, bo wielu mężczyzn lubi spotykać rodziców swojej sympatii, a nawet zaprzyjaźniają się z nimi - problem tkwi nie w sytuacji, lecz w Janie).
Poza obezwładnianiem siebie własną energią Jan dodatkowo wpada w błędne koło, bo - jak to się dzieje przy wszystkich projekcjach na Poziomie Ego - im bardziej projektuje, tym większą czuje skłonność do projektowania: im bardziej zapomina o własnym podnieceniu, tym bardziej je projektuje i tym samym bardziej wydaje mu się, że stanowi obiekt zainteresowania otoczenia. To potęguje jego podenerwowanie, które ponownie projektuje, co prowadzi do jeszcze silniejszego poczucia, że jest obiektem zainteresowania otoczenia, a więc do jeszcze większego podenerwowania... Jedynym sposobem wywikłania się z tej niewygodnej sytuacji jest odzyskanie zainteresowania, ponowne utożsamienie się ze swoim podnieceniem i wykorzystanie jego energii do działania zamiast ulegania poczuciu, że ono go paraliżuje. Stanie się tak, gdy tylko Marysia wejdzie do pokoju - Jan natychmiast odzyskuje zainteresowanie i podchodzi energicznym krokiem, by się przywitać. W ten sposób integruje swoje wyobcowane zainteresowanie, albowiem teraz obserwuje otoczenie zamiast czuć się obserwowanym.
W chwili, gdy Jan zaczął wpadać w panikę i poczuł niepokój, stracił kontakt ze swoim podstawowym biologicznym podnieceniem (należy je rozumieć jako zwykłe pobudzenie, a nie podniecenie seksualne) - zablokował je, odciął się od niego iwy- projektował. W takiej sytuacji podniecenie odczuwane jest jako niepokój i na odwrót - kiedy czujemy niepokój, po prostu nie pozwalamy sobie na podniecenie, na odczuwanie wibrującej żywotności. Wydostać się z tego rodzaju Sytuacji można tylko poprzez ponowne nawiązanie kontaktu ze swoim zainteresowaniem i podnieceniem - należy pozwolić ciału na pobudzenie, oddychanie, a nawet dyszenie zamiast zaciskać klatkę piersiową i wstrzymywać oddech; drżeć, wibrować energią zamiast narzucać sobie samokontrolę i tłumić podniecenie poprzez spinanie się i usztywnianie; pozwolić Energii na swobodny przepływ. Ilekroć odczuwamy niepokój, wystarczy zapytać siebie: „Czym się tak ekscytuję?” lub „Jak powstrzymuję się przed naturalnym odczuwaniem podniecenia?”. Dziecko po prostu czuje się radośnie podniecone, natomiast dorosły czuje niepokój, ponieważ gdy rośnie Energia, on wypiera ją i projektuje, podczas gdy dziecko pozwala jej płynąć. „Energia to wieczna rozkosz” i dzieci wiecznie się nią rozkoszują, przynajmniej do chwili wpojenia im dualizmu czwartego stopnia, kiedy podobnie jak dorośli zaczynają wyobcowywać z siebie swoje naturalne podniecenie. Energia nadal uruchamia się i wzbiera, lecz z powodu dualizmu czwartego stopnia wydaje nam się, że pojawia się od zewnątrz i przyjmuje postać zagrożenia. Niepokój więc to nic innego jak zablokowane i wyprojektowane podniecenie i zainteresowanie.

Najłatwiej poeksperymentować z tym, będąc samemu. Można bowiem wtedy „odpuścić”, nie obawiając się protekcjonalnych uwag ze strony obserwatorów. Jeśli pojawia się uczucie niepokoju, nie starajmy się go pozbyć (tzn. jeszcze bardziej go wyobcowywać), lecz w pełni je przeżyjmy - trzęśmy się, drżyjmy, dyszmy, podążajmy za ruchami ciała. Skontaktujmy się z tym niepokojem, pozwalając, aby eksplodował i przeobraził się w podniecenie. Odnajdźmy tę Energię, która chce się narodzić, i poczujmy ją w pełni, bo niepokój to blokowanie podniecenia. Pozwólmy tej Energii się narodzić, odzyskajmy ją, niech płynie, a niepokój ustąpi wtedy wibrującemu podnieceniu, energii swobodnie się uruchamiającej i skierowanej na zewnątrz - a nie blokowanej, projektowanej i wracającej do nas w postaci niepokoju.
Jako kolejny przykład następstw projektowania pozytywnej emocji weźmy sytuację wyobcowywania pragnienia. Kuba od dłuższego czasu chce posprzątać garaż, bo panuje tam spory bałagan. Wreszcie postanawia, że zrobi to w najbliższą niedzielę. Jest w dobrym kontakcie ze swoim pragnieniem i bardzo zależy mu, aby je zrealizować, ale kiedy przychodzi niedziela, zaczyna mieć wątpliwości. Przez kilka godzin krząta się po domu, snuje marzenia, marnuje czas - zaczyna tracić kontakt ze swoim pragnieniem. Jest ono nadal obecne, w przeciwnym razie po prostu by zrezygnował i wziął się za coś innego. Nadal chce posprzątać garaż, zaczyna jednak swoje pragnienie wyobcowywać i projektować, i aby projekcja ta się dopełniła, potrzebna mu jest jakaś osoba, której mógłby je przypisać. Kiedy więc żona zagląda do garażu i pyta, jak mu idzie sprzątanie, Kuba odpowiada obcesowo, żeby dała mu spokój. Ma teraz poczucie, że to nie on, lecz jego żona chce, żeby posprzątał garaż! Projekcja się dokonała. Kuba zaczyna mieć wrażenie, że żona wywiera na niego presję, ale w gruncie rzeczy doświadcza własnego wprojektowanego pragnienia, gdyż wszelki „nacisk” to tylko przemieszczona chęć.
Słysząc coś takiego, większość z nas protestuje, że w niektórych sytuacjach naprawdę doświadczamy ogromnej presji i że nie wynika ona z projektowania pragnienia, ale z samej natur)' danej sytuacji (na przykład pracy biurowej, zobowiązań rodzinnych itd.), co prowadzi do tego, że nie mamy ochoty zajmować się pracą. Ale właśnie na tym to polega - sam fakt, że nie uświadamiamy sobie swojego pragnienia, powoduje poczucie, że podlegamy presji! Zazwyczaj odpowiadamy na to, że naturalnie chcielibyśmy-odczuwać autentyczną chęć do prac)'; gotowania, prania i tak dalej, ale takie pragnienie w nas się po prostu nie pojawia. Fakty są jednak takie, że to pragnienie jest obecne, odbieramy je jednak jako zewnętrzny wymóg lub presję. Ta presja to właśnie nasze własne zakamuflowane pragnienie i gdyby go nie było, po prostu nie czulibyśmy, że podlegamy presji. Gdyby nie było w nas pragnienia, czulibyśmy znudzenie, brak zainteresowania lub zniechęcenie, na pewno jednak nie presję. Podobnie, wracając do poprzedniego przykładu, gdyby Jana w istocie nie interesowała randka z Marysią, to jadąc po nią, nie czułby żadnego niepokoju - byłoby mu wszystko jedno, czułby obojętność lub lekką irytację, ale na pewno nie niepokój.. Niepokój pojawił się tylko dlatego, że Jan naprawdę przejawiał zainteresowanie Marysią, zarazem je projektując. Presja też jest doświadczana tylko wtedy, gdy projekcji ulega pragnienie.
Dlatego Kubie będzie się wydawało, że żona zrzędzi i wywiera na niego presję, dopóki nie zda sobie sprawy, że jedyną osobą wywierającą na niego presję, żeby posprzątał garaż, jest on sam - że walka toczy się między Kubą a Kubą, a nie Kubą i jego żoną. Kiedy sobie to uzmysłowi, zacznie realizować swoje pragnienie, zamiast mu się opierać, i wreszcie posprząta garaż, o co przecież od samego początku mu chodziło. Oto świetne tego podsumowanie:
Alternatywa prowadząca do autonomii polega na wykroczenie poza presję poprzez zrozumienie, że wszelkie poczucie uporczywej zewnętrznej presji to własny wyprojektowany popęd. Człowiek, który wie, że to, co czuje, jest jego własnym popędem, nie będzie się ani oburzał na presję, ani jej opierał - będzie działał. Jeśli zatem czujemy się pod presją, nie musimy wymyślać ani rozbudzać żadnego pragnienia, aby od niej uciec - pragnienia już doświadczamy, tylko fałszywie uznaliśmy je za presję.

Projekcja negatywnych emocji - takich jak agresja, gniew, nienawiść, odrzucenie, uraza itd. Projekcja negatywnych emocji jest zjawiskiem niewiarygodnie powszechnym, szczególnie na Zachodzie, gdzie dominujący moralny klimat chrześcijaństwa wymaga od nas starań, by zwalczać „zło” i negatywne skłonności w sobie i w innych. I choć Chrystus radził nam, byśmy „nie stawiali oporu złemu”, miłowali je i zaprzyjaźnili się z nim, bo „Ja jestem Pan, i nie ma innego. Ja tworzę światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko”,* to bardzo niewielu z nas kocha swoje „złe" skłonności. Przeciwnie - czujemy do nich pogardę i nienawiść, wzbudzają w nas wstyd i zażenowanie, więc wcale nie staramy się ich zintegrować, lecz usiłujemy się od nich odciąć. Wraz z pojawieniem się dualizmu czwartego stopnia to wyobcowanie staje się możliwe, a raczej wydaje się możliwe, bo choć nie chcemy być tych skłonności świadomi, one i tak pozostają częścią nas. Wypychamy je ze świadomości tak, że pojawiają się w otoczeniu, i wtedy wydaje się, że my ich nie mamy, a otoczenie jest nimi przepełnione. W gruncie rzeczy, gdy przyglądamy się innym i z przerażeniem „dostrzegamy” w nich mnóstwo zła, po prostu zaglądamy w lustro własnej duszy.

„Zdrowie psychiczne” ego wymaga więc, abyśmy przyznali się do tych „złych”, negatywnych skłonności i ponownie je zintegrowali. Gdy już to zrobimy, wydarza się coś naprawdę zaskakującego - odkrywamy, że te negatywne skłonności, do których tak trudno nam się było przyznać, po reintegracji tworzą harmonijną równowagę z naszymi pozytywnymi skłonnościami i tracą swój rzekomo złowrogi charakter. W istocie negatywne skłonności, takie jak nienawiść i agresja, jawią się jako złe i pełne przemocy dopiero wtedy, gdy je wyobcujemy i oddzielimy od stanowiących dla nich przeciwwagę skłonności pozytywnych, takich jak miłość i akceptacja, po czym wyprojektujemy je w otoczenie, gdzie oderwane od swojego równoważącego kontekstu rzeczywiście mogą jawić się jako niebezpieczne i destrukcyjne. Gdy fałszywie uznamy, że te demoniczne aspekty rzeczywiście istnieją w otoczeniu zamiast uświadomić sobie, że istnieją w nas jako niezbędna przeciwwaga dla naszych konstruktywnych, pozytywnych skłonności, wtedy w uporczywy, siłowy sposób reagujemy na to iluzoryczne zagrożenie i często wpadamy w szał brutalnych prześladowań, zgładzamy „czarownice” dla ich własnego dobra, wszczynamy wojny w imię „utrzymania pokoju” i prowadzimy inkwizycje, aby „zbawiać dusze”. Krótko mówiąc, wyobcowana i wyprojektowana negatywna skłonność, oderwana od swojego równoważącego kontekstu i obdarzona własnym życiem, może przybrać autentycznie demoniczny charakter i zaowocować bardzo destrukcyjnymi działaniami; z kolei ta sama tendencja, którą zreintegrowaliśmy i złączyliśmy z jej równoważącą skłonnością pozytywną, nabiera łagodnego i dobroczynnego charakteru. W tym sensie moralny imperatyw polega na tym, aby chcąc naśladować Chrystusa, zaprzyjaźnić się z Diabłem.

Co więcej, rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, że nie. tylko integracja dobrych i złych skłonności równoważy je ze sobą, lecz także - jak wszystkie przeciwieństwa - zarazem nie mogą one bez siebie istnieć, czyli zło jest niezbędne do istnienia dobra. Jak ujął to Rllke: „Jeżeli opuszczą mnie moje diabły, obawiam się, że ulecą z nimi moje anioły”. Laozi mówi:
"Na świecie każdy zna piękno uznane za piękno - to uznanie ustanawia brzydotę.
Każdy zna dobro uznane za dobro - to uznanie ustanawia zło.
Dlatego byt i niebyt rodzą siebie nawzajem,
łatwe i trudne wzajem wzrastają,
długie i krótkie przydają sobie kształtów wzajemnie,
ranga wysoka i niska nawzajem się pożądają,
a dźwięki wysokie i niskie, razem tworząc harmonię, kolejno się
dokonują -to, co poprzedza, dla tego, co następuje po nim."

A Zhuangzi wyciąga wniosek:
"Ci więc, którzy postulują istnienie prawdy bez związanego z nią fałszu albo dobrych rządów bez związanych z nimi złych rządów, nie pojmują wielkich prawd wszechświata ani istoty wszelkiego stworzenia. Można by równie dobrze mówić o istnieniu Nieba bez Ziemi albo pierwiastka negatywnego bez pozytywnego, co jest przecież niemożliwe. Ludzie jednak bez przerwy to roztrząsają - muszą być głupcami lub nikczemnikami."
Ludzie nie znoszą mroku swoich negatywnych skłonności, tak jak dzieci nie znoszą mroku nocy, ale tak jak przy braku mroku nocy nie rozpoznalibyśmy nigdy światła dnia, tak samo brak negatywnych aspektów uniemożliwiałby nam dojrzenie w sobie pozytywnych. Nasze negatywne i pozytywne skłonności przypominają więc tworzące piękny krajobraz doliny i góry - góry nie mogą istnieć bez dolin i na odwrót, więc ci, którzy w zaślepieniu chcieliby unicestwić doliny, musieliby za jednym zamachem zrównać z ziemią także góry.
Próby pozbycia się negatywnych skłonności są z góry skazane na niepowodzenie. To, na co staramy się przymykać oczy, uparcie pozostaje częścią nas i powraca, aby nas nękać jako neurotyczne symptomy, takie jak lęk, przygnębienie i niepokój. Odcięte od świadomości, skłonności takie nabierają groźnych cech, niewspółmiernych do ich prawdziwej natury Możemy oswoić zło tylko poprzez zaprzyjaźnienie się z nim; wyobcowując, jedynie podsycamy. Zło zintegrowane staje się łagodne, natomiast wyprojektowane staje się złowrogie, tak więc ci, którzy chcą je wyeliminować, przyczyniają się do jego triumfu. Jak mówi Ronald Fraser:
"Proszę was o to, abyście kiedyś przypomnieli sobie, że mówiłem wam, iż nienawidząc zła, wzmacniamy je, a sprzeciw wzmacnia to, czego dotyczy. Jest to prawo swoją dokładnością dorównujące prawom matematyki."
A oto słowa teologa Mikołaja Bierdiajewa:
"Szatan raduję się, gdy uda mu się wzbudzić w nas skierowane przeciw niemu diaboliczne uczucia. To on wygrywa, gdy są wobec niego stosowane jego własne metody. (...) Nieustanne potępianie zła i jego przedstawicieli tylko sprzyja jego wzrostowi w świecie - to prawda, której wystarczająco jasno uczą Ewangelie, lecz na którą nieustannie zamykamy oczy."
Podając przykłady projekcji negatywnych emocji, zacznijmy od nienawiści. Marta wyjeżdża z domu, aby rozpocząć naukę w ekskluzywnym college’u dla dziewcząt. Kiedy była w szkole średniej, miała dobry kontakt ze swoimi negatywnymi emocjami, w tym z nienawiścią, która w związku z tym nie miała zaciętego, złowrogiego charakteru, lecz była dość łagodna i stonowana - można ją nazwać przekorą, kapryśnością lub lekkim cynizmem:
Ta postawa lekkiego cynizmu zawsze cechowała ludzi bardzo kulturalnych, przejawiając się między innymi w towarzystwie tych, którzy potrafią się rozluźnić i wyrazić uczucia szczerej przyjaźni słowami takimi, jak „Ty stary łotrze!”. Możliwość zaistnienia między ludźmi uczuć przywiązania i miłości opiera się na rozpoznaniu i akceptacji u siebie i u innych elementu niezbywalnej przekory. (...) Siła fanatyzmu, choć może wydawać się „skuteczna”, za cenę zawsze ma nieświadomość i niezależnie od tego, czy wykorzystywana jest w dobrych, czy w złych celach, nieodmiennie powoduje zniszczenia, gdyż działa wbrew życiu - neguje tkwiącą w świecie przyrody ambiwalencję.
Chodzi znowu o to, że gdy jesteśmy świadomi odrobiny nienawiści w sobie, przestaje ona być tak naprawdę nienawiścią, jest bowiem sprzężona i zharmonizowana z pozytywmymi emocjami miłości i życzliwości — w taki sposób zintegrowana nienawiść nabiera bardzo łagodnego, a często nawet humorystycznego charakteru. Psychiatra Bob Young wita się ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi słowami „Cześć, stary pryku!”. Założył nawet klub zwany YRATS KYRP (czytane wspak: STARY PRYK), którego jedynym celem jest „upowszechnianie szlachetnej sztuki braterskiej niemiłości”.
Marta miała kontakt ze swoim kapryśnym, łotrzykowskim rysem charakteru, ze swoją zintegrowaną nienawiścią, która stanowiła w związku z tym bardzo konstruktywny element jej charakteru. Przybywając do college’u, wkracza w przesadnie pruderyjny krąg, który wszelkie przejawy figlarnej przekory traktuje z dezaprobatą. Bardzo szybko zaczyna tracić kontakt ze swoją nienawiścią, więc w konsekwencji ją projektuje. Zamiast nienawidzić świat w sposób przekorny i łagodny, odnosi ważenie, że to świat jej nienawidzi. Jak można się spodziewać, opuszcza ją poczucie humoru i dopada niepokój: rzekomo nikt jej nie lubi - „nienawidzę świata” przekształca się w „świat mnie nienawidzi” i wszystko nabiera ponurego zabarwienia.
Wielu z nas przeżywa życie (a przynajmniej okres szkoły średniej) w poczuciu, że „nikt nas nie lubi” i że jest to okropnie niesprawiedliwe, bo oczywiście sami do nikogo nie czujemy niechęci. Są to jednak właśnie dwie cechy rozpoznawcze projekcji na Poziomie Ego - widzimy to u wszystkich innych, wyobrażając sobie jednocześnie, że w nas samych tego nie ma. Wydaje nam się, że świat nas nienawidzi tylko dlatego, że jesteśmy nieświadomi tej drobnej części nas samych, która po cichu nienawidzi świata.
W zasadzie to samo zjawisko ma miejsce, gdy dokonujemy projekcji takich negatywnych emocji, jak agresywność, gniew i odrzucenie. Zamiast przypuścić delikatny i pełen humoru atak na otoczenie kierujemy te emocje ku sobie, po czym czujemy, że to otoczenie złośliwie nas atakuje. Na przykład agresywność, kiedy jesteśmy jej w pełni świadomi, stanowi niezwykle użyteczny rys osobowości, pozwala nam ona bowiem nawiązywać kontakt z otoczeniem i skutecznie sobie z nim radzić. Jeśli nie chcemy po prostu ślepo przyjmować wszystkiego, co nam inni mówią i co nas spotyka, musimy aktywnie atakować, „wgryzać się” i dokładnie „trawić” - nie złośliwie, lecz z energią i zainteresowaniem.
Jeśli potraficie zdać sobie sprawę z konieczności przyjmowania agresywnej, destrukcyjnej i rekonstruktywnej postawy wobec każdego doświadczenia, które naprawdę chcecie przeżyć w pełni, wówczas zrozumiecie, dlaczego należy (...) wysoko cenić agresję, a nie uznawać z marszu, że jest „antyspołeczna”.
Tak naprawdę związane z przemocą, antyspołeczne akty agresji wypływają nie z agresji zintegrowanej, lecz stłumionej i wyobcowanej, albowiem „powstrzymywanie się” istotnie zwiększa jej siłę, tak jak mocniejsze dociśnięcie pokrywki szybkowaru zwiększa ciśnienie pary, w końcu doprowadzając do eksplozji. Powtórzmy, że integracja i uświadomienie sobie swoich agresywnych skłonności wydają się moralnym imperatywem. Niemniej większość z nas robi coś przeciwnego - staramy się zaprzeczyć swoim agresywnym skłonnościom i usunąć je ze świadomości. Powinno być już jednak oczywiste, że te skłonności i tak w nas pozostają i funkcjonują, jednak doświadczamy ich teraz tak, jakby ich źródło znajdowało się gdzieś poza nami, w otoczeniu, co sprawia wrażenie, że świat nas atakuje. Krótko mówiąc, doświadczamy lęku. „Projektujący związany jest (...) ze swoją wy- projektowaną agresją poprzez lęk”. Tak jak wyprojektowane podniecenie odczuwane jest jako niepokój, a pragnienie jako presja, wy projektowana agresja odczuwana jest jako lęk.
„Cóż - mogliby na to zareagować niektórzy z nas - niewątpliwie czasem się boję, ale moim problemem jest to, że po prostu nie jestem typem człowieka agresywnego - często czuję lęk, ale nigdy nie czuję agresji”. I właśnie o to chodzi! Nie czujemy agresji, bo ją wyprojektowaliśmy i w związku z tym odczuwamy ją jako lęk! Samo doświadczenie lęku nie jest niczym innym jak zakamuflowanym uczuciem agresji, które wymierzyliśmy przeciw sobie samym. Nie musimy wymyślać agresji - ona już w nas jest w postaci lęku, więc jedyne, co pozostaje do zrobienia, to nazwać rzeczy po imieniu, stwierdzając, że lęk to tak naprawdę agresja. Zatem sformułowanie: „Świat atakuje mnie na poziomie emocjonalnym” staje się znacznie prawdziwsze, jeśli je odwrócimy.

Wyprojektowana agresja odczuwana jest jako lęk, a wyprojektowany gniew odczuwany jest jako przygnębienie. To, że w gniewie odrzucamy świat - a wszyscy co jakiś czas tego doświadczamy - sprzyja pobudzaniu nas do konstruktywnego działania, jeśli jednak ten gniew zostaje wyobcowany i wyprojektowany, zaczynamy odczuwać, że to świat w gniewie odrzuca nas. Świat wydaje się wtedy bardzo mroczny i zrozumiałe jest, że wpadamy w głębokie przygnębienie. Wzburzenie i gniew kierujemy na siebie i strasznie od tego cierpimy. Wściekłość przeistacza się w smutek i stajemy się przygnębionymi ofiarami własnego gniewu. Będąc przygnębionym, wystarczy tylko zapytać siebie: „Co mnie tak wścieka?” oraz nauczyć się właściwie odczytywać smutek jako wściekłość.

Projekcja pozytywnych cech i właściwości - takich jak życzliwość, siła, mądrość, piękno itd. Poza projektowaniem emocji można też projektować cechy charakteru i właściwości - wtedy wydaje nam się, że nie ma w nas nawet śladu tych cech, natomiast inni są nimi obdarzeni aż w nadmiarze. Kiedy cechy są pozytywne i pożądane - jak piękno i mądrość - czujemy się oszołomieni liczbą otaczających nas nadludzi, bowiem oddaliśmy im to, co w nas najlepsze. Na tym właśnie opiera się romantyczna miłość, ale zdarza się to też często w małżeństwie i przyjaźni, pomiędzy lekarzem i pacjentem, profesorem i studentem. Przytoczmy pewną opowieść o odbywającej psychoterapię kobiecie, która dokonała projekcji wszystkich swoich cech na terapeutę, co spowodowało, że zaczęła go darzyć najwyższym podziwem i uwielbieniem. Aby okazać mu swoją wdzięczność, postanowiła kupić mu wspaniały błękitny krawat, bo - jak to ujęła - „pasuje do pana pięknych błękitnych oczu, pełnych mądrości”. Sęk w tym, że terapeuta miał piwne oczy, więc kiedy klientka wręczyła mu krawat, który jej zdaniem tak dobrze pasował do jego rzekomo błękitnych oczu, wziął lustro i postawił je przed nią. „Proszę mi powiedzieć, kto tak naprawdę ma piękne, błękitne i mądre oczy?” - spytał. Oczy kobiety miały rzeczywiście głęboko błękitny kolor. Jak mówi przysłowie, piękno, a także mądrość, jest w oku patrzącego, i zawsze, gdy czujemy dla kogoś jakiś nadmierny podziw, znaczy to, że postawiliśmy tę osobę na piedestale zbudowanym z naszego własnego potencjału.

Projekcja negatywnych cech i właściwości - takich jak uprzedzenia, snobizm, demoniczność, pruderia, małostkowość itd. Tak samo jak to jest z negatywnymi emocjami, projekcja negatywnych cech i właściwości stanowi w naszym społeczeństwie bardzo rozpowszechnione zjawisko, albowiem to, co negatywne, naiwnie utożsamiamy z tym, co niepożądane.
Zamiast więc zaprzyjaźnić się ze swoimi negatywnymi cechami i je zintegrować, dokonujemy wyobcowania i projekcji, dostrzegając je u wszystkich innych. Jednak, jak zawsze, wcale się ich tak naprawdę nie pozbywamy, więc:
Oskarżenia, którymi A obrzuca B, stanowią żenujące fragmenty autobiografii A. Opinie A na temat chorobliwych pobudek B ujawniają tak naprawdę pobudki samego A, bo opinię o Kimś innym można sobie wyrobić tylko w oparciu o własne doświadczenie. Bez względu na to, czy te projekcje są słuszne, czy nie, wypowiadane oskarżenia i opinie najlepiej odnosić do źródła, z którego wypływają - do własnego ja.
Weźmy kolejny przykład - spośród grupy dziesięciu dziewcząt dziewięć uwielbia Julkę, natomiast Ela jej nie znosi, bo jak twierdzi, Julka jest świętoszkowata. A Ela nie znosi świętoszek. Zadaje sobie więc wiele trudu, aby przekonać swoje koleżanki
O rzekomej świętoszkowatości Julki, jednak nikt nie podziela jej zdania, co jeszcze bardziej ją złości. Jest dość oczywiste, że Ela nie znosi Julki tylko dlatego, że nie uświadamia sobie własnych skłonności do świętoszkowatości. Projektując je na Julkę, przekształca konflikt między Elą a Elą w konflikt między Elą a Julką. Sama Julka nie ma oczywiście z tym sporem nic wspólnego - po prostu odgrywa rolę niewygodnego lustra odzwierciedlającego niechęć Eli do samej siebie.
Wszyscy mamy takie nieuświadomione słabe punkty - skłonności lub cechy, do których po prostu nie chcemy się przyznać i dlatego projektujemy je na otoczenie, po czym mobilizujemy się w poczuciu słusznego oburzenia i gniewu, aby zawzięcie je zwalczać. W swoim zaślepionym idealizmie nie dopuszczamy do siebie myśli, że walka toczy się w naszym wnętrzu, a przeciwnik jest znacznie bliżej, niż przypuszczamy. Aby zintegrować te aspekty charakteru, wystarczy potraktować siebie z taką samą życzliwością i wyrozumiałością, jakimi obdarzamy swoich przyjaciół. Jak mówi o tym bardzo elokwentnie Jung:
"Akceptacja siebie stanowi istotę problematu moralnego i kwintesencję całego podejścia do życia. To, że w imię Chrystusa karmię głodnych, wybaczam zniewagi i kocham swoich wrogów, z całą pewnością świadczy o mojej wielkiej cnocie. To, co czynię jednemu z moich braci najmniejszych, czynię Chrystusowi. Ale co, gdybym odkrył, że najmniejszy spośród nich wszystkich, najbiedniejszy z żebraków,najzuchwalszy z wszystkich winowajców, sam nieprzyjaciel - że są oni we mnie samym i że ja sam potrzebuję jałmużny własnej życzliwości, sam jestem nieprzyjacielem, którego trzeba pokochać - co wtedy?"
Podsumujmy tę dyskusję i umieśćmy ją w kontekście spektrum świadomości: nasza Energia (brahman, Poziom Umysłu) uruchamia się i wzbiera, przechodzi przez Pasma Trans personalne, potem Poziom Egzystencjalny i wreszcie Pasmo Biospołeczne, gdzie przyjmuje formę jako wyobrażenie i kierunek jako emocja. Nasza Energia, teraz w postaci wyobrażeń i emocji, dochodzi do Poziomu Ego, na którym w przypadku zaistnienia dualizmu- -wyparcia-projekcji czwartego stopnia te wyobrażenia, własności i emocje, zarówno pozytywne, jak i negatywne, zostaną wyobcowane i wyprojektowane, tak że wydawać się będzie, że ich źródłem jest nie jaźń, lecz otoczenie. Zajęliśmy się właśnie tym ostatnim głównym dualizmem, tworzącym Poziom Cienia, który zwięźle opisali Perls, Hefferline i Goldman:
Projekcja to cecha, postawa, uczucie lub element zachowania, które stanowią w istocie element naszej własnej osobowości, choć nie są tak doświadczane. Są zamiast tego przypisywane przedmiotom lub osobom w otoczeniu, a następnie doświadczane jako oddziałujące na nas, a nie na odwrót. Na przykład osoba dokonująca projekcji, nieświadoma, że odrzuca innych, uważa, że jest przez nich odrzucana albo nieświadoma swojego seksualnego zainteresowania innymi, ma poczucie, że to inni składają jej propozycje seksualne.

Następstwa tego dualizmu czwartego stopnia są zawsze dwojakiego rodzaju: po pierwsze, zaczynamy uważać, że jesteśmy całkowicie pozbawieni cechy, którą projektujemy, więc jest ona dla nas niedostępna - nie sięgamy do niej, ńie wykorzystujemy jej w działaniu, co prowadzi do chronicznej frustracji i napięcia. Po drugie, dopatrujemy się tych cech w otoczeniu, gdzie przybierają one budzące respekt lub przerażające rozmiary - w konsekwencji paraliżujemy siebie własną energią.
Projekcję na Poziomie Ego bardzo łatwo rozpoznać: jeśli jakaś osoba lub rzecz w otoczeniu informuje nas o czymś, to prawdopodobnie nie projektujemy, jeśli natomiast wpływa na nas, to możliwe, że padamy ofiarą własnych projekcji. Na przykład to całkiem możliwe, że Julka była świętoszkowata, ale czy to powód, aby Ela jej nienawidziła? Z pewnością nie. Ela nie otrzymała informacji, że Julka jest świętoszką, lecz ta świętoszkowatość wywarła na nią bardzo silny wpływ, co wymownie świadczy o tym, że jej nienawiść wobec Julki stanowi tylko wy- projektowaną lub uzewnętrznioną pogardę wobec samej siebie. Podobnie gdy Kuba zastanawiał się, czy posprzątać garaż, a jego żona spytała, jak mu idzie, to gdyby naprawdę nie czuł już potrzeby sprzątania, odparłby po prostu, że się rozmyślił. Ale postąpił inaczej - oburzony, warknął na żonę („coś takiego, ona chce, żeby posprzątał garaż!”). Kuba dokonał projekcji swojego pragnienia, a następnie doświadczył go jako presji i dlatego niewinne pytanie żony nie było dla niego tylko informacją, lecz wywarło na niego silny wpływ - poczuł nadmierną presję. I na tym właśnie polega kluczowa różnica - moje spostrzeżenia na temat innych są z grubsza słuszne, jeśli tylko mnie informują, zdecydowanie stanowią jednak projekcję, jeśli silnie wpływają na mnie emocjonalnie. Jeśli zatem albo jesteśmy do kogoś (lub czegoś) nadmiernie przywiązani, albo z kolei kogoś unikamy lub nienawidzimy, znaczy to, że albo lgniemy do Cienia, albo z nim walczymy - z całą pewnością miał miejsce dualizm-wyparcie- -projekcja czwartego stopnia.

Wycofanie projekcji wiąże się z ruchem w dół spektrum świadomości (z Poziomu Cienia na Poziom Ego), powiększamy bowiem nasz obszar utożsamienia, odzyskując aspekty osobowości, z których wcześniej się wyobcowaliśmy. Pierwszy krok, krok podstawowy, zawsze polega na uświadomieniu sobie, że to, co uważaliśmy za mechaniczne oddziaływanie otoczenia na nas, tak naprawdę czynimy sami sobie - to my ponosimy odpowiedzialność. Jak mówi o tym Laing:
"A zatem jest nieco fenomenologicznej słuszności w określaniu tego rodzaju „taktyk obronnych” [takich jak projekcja] mianem mechanizmu. Nie wolno nam jednak na tym poprzestać. Taktyki te mają właściwość mechanizmu, człowiek zostaje bowiem od nich oddzielony w chwili, gdy doświadcza samego siebie. Jemu samemu i innym wydaje się, że są one przyczyną jego cierpienia [jak gdyby były wobec niego „zewnętrzne”]. (...) Ale tak to wygląda wyłącznie z perspektywy jego wyobcowanego doświadczenia. Kiedy wyobcowanie zostanie przezwyciężone [poprzez integrację projekcji], człowiek ów jest przede wszystkim w stanie uświadomić sobie istnienie tych procesów (o ile jeszcze tego nie dokonał),.a potem uczynić drugi, nawet bardziej rozstrzy-; gający krok, przybliżający chwilę, kiedy wreszcie zrozumie, że sam to sobie wyrządza czy też już sobie wyrządzi!."

Jeśli zatem czuję niepokój, zazwyczaj uważam, że jestem bezbronną ofiarą tego rodzaju napięcia - to ludzie lub sytuacje w otoczeniu powodują ten niepokój. Pierwszy krok polega na pełnym uświadomieniu sobie niepokoju, skontaktowaniu się z nim; drżę, trzęsę się, dyszę - jednym słowem, autentycznie czuję go i wyrażam. Zdaję sobie sprawę, że to ja jestem za niego odpowiedzialny, to ja się spinam, tłumię podniecenie i dlatego doświadczam niepokoju. Sam sobie to robię, więc niepokój to sprawa między mną a mną, a nie mną i otoczeniem. Ta zmiana nastawienia oznacza jednak, że poprzednio wyobcowywaliśmy się ze swojego pod- . niecenia, oddzielaliśmy się od niego i twierdziliśmy, że jesteśmy jego ofiarą, a teraz przyjmujemy odpowiedzialność za to, co sami sobie wyrządzamy. Wyraźnie widać to w następującej rozmowie między Fritzem Perlsem (F) a jego „pacjentem” Maksem (M), kiedy to Maks zaczyna od wyparcia się wszelkiej odpowiedzialności za swoje „symptomy”:
M: Jestem spięty. Moje ręce są sztywne.
F: Twoje ręce są sztywne. Nie mają z tobą nic wspólnego.
M: To ja jestem spięty.
F: Jesteś spięty. W jaki sposób jesteś spięty? Co robisz? Widzisz ciągłą skłonność do [wyobcowywania aspektów samego siebie na drodze] reifikacji - nieustannych starań, aby uczynić z procesu rzecz (...).
M: Spinam się.
F: Właśnie. Spójrz na różnicę między słowami „spinam się” a „jest tu jakieś napięcie”. Kiedy mówisz „czuję napięcie”, jesteś wolny od odpowiedzialności, nie jesteś za to odpowiedzialny. Jesteś bezsilny i nie możesz nic z tym zrobić. To świat powinien coś zrobić - dać ci aspirynę albo coś innego, co pomoże. Ale kiedy mówisz „spinam się”, bierzesz za to odpowiedzialność i wtedy widać, jak pojawia się wreszcie odrobina podniecenia i życia. Napięcie i niepokój Malesa szybko przekształcają się w podniecenie. Perls tak to komentuje:
"Oczywiście branie odpowiedzialności za swoje życie oraz bogactwo doświadczeń i umiejętności [są] tożsame. I tó właśnie mam nadzieję osiągnąć podczas tego krótkiego seminarium - uświadomić ci, ile zyskujesz, biorąc odpowiedzialność za każdą emocję, każde posunięcie, każdą myśl i rezygnując z odpowiedzialności za wszystkich innych. Świat nie jest po to, żeby spełniać twoje oczekiwania ani ty nie musisz żyć w poczuciu, że musisz spełniać oczekiwania świata. Dotykamy siebie nawzajem poprzez autentyczne bycie tym, czym jesteśmy, a nie przez celowe wchodzenie w kontakt."
Perls dokonuje następnie bardzo jasnego podsumowania tej dyskusji:
"Dopóki walczycie z objawem, będzie on narastał. Jeśli weźmiecie odpowiedzialność za to, co sobie wyrządzacie i jak wywołujecie swój objaw, jak wywołujecie swoją chorobę, jak tworzycie swoje istnienie - w chwili, w której kontaktujecie się ze sobą - zaczyna się rozwój i integracja."

Jeśli pierwszym krokiem ku „wyleczeniu się” z projekcji cienia jest wzięcie odpowiedzialności za te projekcje, to drugi krok polega po prostu na odwróceniu kierunku samej projekcji i łagodnym zastosowaniu wobec innych tego, czym wcześniej bezlitośnie raczyliśmy się sami. Zatem „świat mnie odrzuca” przeistacza się swobodnie w „odrzucam, przynajmniej w tej chwili, cały ten cholerny świat!”. „Rodzice chcą, żebym studiowała” zmienia się w „chcę studiować”. „Moja biedna matka mnie potrzebuje” staje się „chcę być blisko niej”. „Obawiam się odtrącanie” przeistacza się w „mam to gdzieś, nie będę nikomu nadskakiwał!”. „Wszyscy zawsze patrzą na mnie krytycznie” zmienia się na „Z uwagą obserwuję innych”.

Za chwilę wrócimy jeszcze do tych dwóch podstawowych kroków - odpowiedzialności i odwrócenia - na razie jednak zwróćmy uwagę na to, że we wszystkich tych przypadkach dokonywania projekcji cienia staraliśmy się w „neurotyczny” sposób doprowadzić do tego, aby nasz własny wizerunek stał się możliwy do przyjęcia na drodze jego zniekształcania. Wszystkie te aspekty naszego wizerunku, naszego ego, które zdają się nie służyć naszym (płytko rozumianym) interesom, które nie pasują do pasm filozoficznych, które ulegają wyobcowaniu podczas okresów stresu, zastoju lub gdy znajdziemy się w podwójnym wiązaniu - cały ten nasz potencja! zostaje porzucony. W ten sposób zawężamy swoją tożsamość do ułamka swojego ego, a mianowicie do zniekształconej i zubożonej persony. Tym samym skazujemy się na ciągłe nękanie przez własny Cień, któremu nie chcemy poświęcić nawet odrobiny świadomej uwagi. Cień zawsze jednak wyraża to, co ma do wyrażenia, albowiem wymusza dostęp do świadomości jako niepokój, poczucie winy, lęk i przygnębienie. Cień staje się objawem i lgnie do nas jak wampir wysysający krew ze swojej ofiary
Ujmując to nieco metaforycznie, można powiedzieć, że rozbiliśmy "Concordia discors" psychiki na liczne bieguny, przeciwieństwa i sprzeczności, które dla wygody określaliśmy łącznie mianem dualizmu czwartego stopnia, czyli rozszczepienia na personę i Cień. W każdym z tych przypadków utożsamiamy się tylko z jedną „połówką” dualizmu, wtrącając jej skazane na banicję i na ogół pogardzane przeciwieństwo w mroczny świat Cienia. Cień istnieje więc jako przeciwieństwo tego, co jako persona świadomie uważamy za stan faktyczny.

Warto więc chyba dowiedzieć się, jaki nasz Cień ma ogląd świata, czyli przyjąć po prostu - na zasadzie pewnego osobistego eksperymentu - dokładne przeciwieństwo tego, czego świadomie pragniemy, co lubimy, czujemy, zamierzamy i w co wierzymy. W ten sposób można świadomie nawiązać kontakt ze swoimi przeciwieństwami, wyrazić je, wczuć się w nie i w ostatecznym rozrachunku ponownie je zintegrować. W końcu albo my nad nimi zapanujemy, albo one zapanują nad nami - Cień zawsze da sobie znać tak czy inaczej. Jeśli nauczyliśmy się czegoś z zamieszczonych w tym rozdziale przykładów, to właśnie tego - że możemy albo mądrze uświadamiać sobie swoje przeciwieństwa, albo będziemy beznadziejnie przed nimi umykać.
Wczuwanie się w przeciwieństwa, uświadamianie sobie i w końcu ponowne integrowanie Cienia niekoniecznie oznacza działanie pod jego wpływem! Wydaje się, że niemal każdy unika konfrontacji ze swoimi przeciwieństwami z obawy, że zostanie przez nie przytłoczony. Jest jednak niemal na odwrót - dyktatowi Cienia poddajemy się wbrew własnej woli tylko wtedy, gdy jest on nieuświadomiony.
Na zasadzie prostego przykładu wyobraźmy sobie, że Anna chciałaby zostać prawniczką; to jej największe pragnienie. Jest tego tak pewna, że nie dopuszcza do świadomości najmniejszych wątpliwości w tej sprawie. Myśl o potencjalnej karierze sprawia Annie wielką przyjemność, wszystko wskazuje więc na to, że powinna być bardzo szczęśliwa. A jednak martwi się, gdyż, jak tłumaczy, wie, że jej mąż nie zaaprobuje jej planów. Oczywiście w gruncie rzeczy to nie jego sprawa i Anna domyśla się, że koniec końców nie starałby się odwieść jej od podjęcia studiów prawniczych. Ale jednocześnie jest pewna, że będzie temu przeciwny, a jego dezaprobata byłaby dla niej z kilku powodów druzgocąca.
Otóż, jak się okazuje, Anna w zasadzie nie spytała męża, co tak naprawdę sądzi o jej pomyśle, ponieważ, jak sama mówi, jest to niepotrzebne - on i tak byłby zdecydowanie temu przeciwny.
I tak oto przez pewien czas - takie sytuacje nierzadko trwają latami - Anna przeżywa prawdziwą udrękę, z jednej strony po cichu czując do męża urazę, a z drugiej grając rolę męczennicy i tym samym rodząc w nim ogromne zdezorientowanie i frustrację. W końcu wybucha nieunikniony konflikt i Anna w gniewie zarzuca mężowi, że rzekomo sprzeciwił się upragnionej przez nią karierze. Przekonuje się jednak ku swemu wielkiemu zdumieniu, że mąż naprawdę wcale nie jest przeciwny jej pragnieniom! Choć to dość pobieżnie zarysowany przykład, niemniej jednak obrazuje dość typową sytuację, w jakiej każdy z nas kiedyś uczestniczył.
Cóż w takim razie, można zapytać, tak naprawdę kryje się za tym dramatem? Na poziomie świadomym Anna pozornie czuła jednoznaczne pragnienie, aby zostać prawniczką. Nie zdawałaby sobie jednak sprawy, że lubi prawo, gdyby jakąś drobną cząstką psychiki nie czuła też do prawa niechęci! Żaden obraz nie wyróżnia się w świadomości, jeśli nie istnieje tło stanowiące dla niego kontrast. Jednak świadomość choćby najsłabszej niechęci kojarzyła się Annie wyłącznie z jednoznacznym odrzuceniem swojego pragnienia. Usiłowała więc zaprzeczyć tej drobnej, choć absolutnie koniecznej niechęci do prawa, ale zdołała tylko - jak to zwykle bywa z projekcjami - wyprzeć się odpowiedzialności. Mimo to niechęć w niej pozostała i jako skazane na banicję przeciwieństwo nadal usilnie domagała się uwagi. Anna wiedziała więc, że „ktoś” stara się coraz natarczywiej wyrazić sprzeciw wobec jej planowanej kariery prawniczej, lecz skoro było jasne, że to nie ona, musiała znaleźć zastępcę. Mógł to być każdy, ale akurat do pokoju wszedł mąż i to właśnie w nim Anna dostrzegła powiększoną jak przez psychiczną lupę twarz własnego Cienia, swojego wyobcowanego przeciwieństwa. [.......]
Ponieważ Anna nie chciała skonfrontować się ze swoim przeciwieństwem, zamiast tego je projektując, w gruncie rzeczy ono właśnie zwyciężyło - przez długi czas rezygnowała z kariery prawniczej, przynajmniej na poziomie realnych działań. Kiedy w końcu wyjaśniło się, że tak naprawdę mąż uważa, iż jej plany to świetny pomysł, projekcja Anny przestała mieć sens. Jeśli w tej chwili kobieta wykazałaby się zdrowym rozsądkiem i w końcu skonfrontowała ze swoim przeciwieństwem, po raz pierwszy mogłaby realistycznie i świadomie rozważyć wszystkie za i przeciw oraz podjąć trafną decyzję. Jakakolwiek byłaby to decyzja, Anna podejmie ją w sposób suwerenny, a nie pod wpływem presji.
Aby dokonać właściwego wyboru, powinniśmy być świadomi obu stron, obu przeciwieństw, bo jeśli jedna z możliwości pozostaje nieuświadomiona, nasza decyzja przypuszczalnie okaże się niezbyt mądra. Jak pokazuje ten i pozostałe przykłady zamieszczone w tym rozdziale, we wszystkich sferach życia wewnętrznego musimy konfrontować się ze swoimi przeciwieństwami i brać za nie odpowiedzialność - a to bynajmniej nie oznacza działania pod ich wpływem, lecz tylko ich świadomość.
Konsekwentne konfrontowanie się ze swoimi przeciwieństwami sprawia, że staje się coraz bardziej oczywiste - i nigdy nie zaszkodzi powtórzyć to jeszcze raz - że skoro Cień stanowi realny i integralny aspekt ego, to wszystkie „objawy” i dyskomfort, których wydaje się sprawcą, tak naprawdę sprowadzamy na siebie sami, choćbyśmy na poziomie świadomym stanowczo temu zaprzeczali. Jest to uderzająco podobne do sytuacji, w której byśmy celowo i boleśnie sami siebie szczypali, udając jednocześnie, że tego nie robimy! Jakiekolwiek odczuwalibyśmy na tym poziomie objawy - poczucie winy, lęk, niepokój, przygnębienie - wszystkie stanowią wyłącznie wynik takiego czy innego „psychicznego” szczypania się. A choć wydaje się to nieprawdopodobne, świadczy jasno o tym, że niezależnie od źródła tego bolesnego objawu w tym samym stopniu chcę, żeby był obecny, co pragnę, żeby zniknął! Zatem pierwszym przeciwieństwem, z którym moglibyśmy spróbować się zmierzyć, jest nasze potajemne, ukryte w cieniu pragnienie, aby zatrzymać swoje objawy, nasza nieświadoma chęć, aby się szczypać. Bezczelnie zasugerujmy też, że im bardziej wydaje nam się to groteskowe, tym bardziej możemy być odcięci od swojego Cienia, tego aspektu nas samych, który faktycznie jest sprawcą szczypania.

Tak więc zadając pytanie: „Jak mogę się pozbyć tego objawu?”, od razu strzelamy sobie samobója, zakłada ono bowiem, że to nie my doprowadzamy do pojawienia się dyskomfortu. To tak, jakbyśmy pytali: Jak mogę przestać się szczypać?”. Dopóki pytamy, jak mamy przestać się szczypać lub staramy się przestać, nie zdajemy sobie sprawy, że to my sami siebie szczypiemy! Dlatego ból trwa łub nawet narasta. Dopiero gdy jasno zobaczymy, że to my siebie szczypiemy, nie pytamy już, jak przestać - po prostu natychmiast przestajemy! Mówiąc wprost, objaw nie znika właśnie dlatego, że staramy się, aby zniknął. Dlatego Perls stwierdził, że dopóki walczymy z objawem, dopóty będzie się on nasilał. Celowe dokonywanie zmian nigdy nie skutkuje, pomija bowiem Cień.

Problem polega więc nie na tym, aby pozbyć się objawu, lecz aby celowo i świadomie starać się go nasilić i w pełni doświadczyć! Jeśli jesteśmy przygnębieni, postarajmy się być bardziej przygnębieni. Jeśli jesteśmy spięci, napnijmy się jeszcze bardziej. Jeśli mamy poczucie winy, spotęgujmy je - i to w dosłownym tego słowa znaczeniu! Robiąc tak, po raz pierwszy bowiem akceptujemy istnienie Cienia, a nawet się z nim zestrajamy, czyli robimy w sposób świadomy to, co dotychczas robiliśmy nieświadomie. Kiedy na zasadzie osobistego eksperymentu całkowicie zaangażujemy się w aktywne i celowe usiłowania, aby wywołać swoje obecne objawy, w istocie skontaktujemy ze sobą Personę i Cień. Świadomie kontaktujemy się i zestrajamy ze swoimi przeciwieństwami, czyli krótko mówiąc, ponownie odkrywamy swój Cień. Tak więc celowo i świadomie nasilmy do tego stopnia wszelkie objawy, aby uświadomić sobie, że to my je zawsze powodujemy - wtedy po raz pierwszy możemy swobodnie tego zaprzestać. W taki właśnie sposób Maks, jasno dostrzegłszy, że się spina, mógł tego zaprzestać. Jeśli potrafimy sprawić, że czujemy jeszcze większe poczucie winy, to przyjdzie nam do głowy, że potrafimy też sprawić, iż poczujemy mniejsze poczucie winy, i to w sposób zadziwiająco swobodny. Jeśli możemy świadomie wprowadzić się w przygnębienie, możemy świadomie tego zaprzestać. Mój ojciec zwykł leczyć czkawkę u innych, wyjmując dwudziestodolarowy banknot i oferując go w zamian za kolejne czknięcie. Podobnie niepokój spotykający się z przyzwoleniem przestaje być niepokojem, a najłatwiejszym sposobem uśmierzenia czyjegoś napięcia jest zażądanie,, aby dana osoba odczuła jak największe napięcie. W każdym przypadku świadome zestrojenie się z objawem prowadzi do uwolnienia się od niego.
Nie trzeba jednak martwić się o to, czy objaw zniknie, czy nie - zniknie, lecz nie kłopoczmy się tym. Wczuwanie się w swoje przeciwieństwa tylko po to, aby usunąć jakiś objaw, nie jest prawdziwym wczuwaniem się. Innymi słowy, nie chodzi o to, aby wczuwać się w przeciwieństwa bez przekonania i następnie sprawdzać z niepokojem, czy objaw zniknął. Jeśli przyłapujemy się na myśleniu: „Cóż, próbowałem nasilić objaw, ale on i tak nie zniknął, a tak mi, do cholery, na tym zależało!”, znaczy to, że wcale nie nawiązaliśmy kontaktu z Cieniem, że były to jedynie działania pozorowane. Musimy wcielić się w demony do tego stopnia, aby z całą intensywnością swojej świadomej uwagi rozmyślnie tworzyć i podtrzymywać objawy.
Zatem, przynajmniej z początku, kiedy tylko zauważymy, że znów uaktywnia się skłonność do rozmyślnego uciszania objawu, usuwania go lub ignorowania, zacznijmy działać na odwrót - trzymajmy się objawu, nasilajmy go, wyrażajmy, rozdmuchujmy ten ogień! Przypomina to sytuację, w której zaczynamy przewracać się podczas jazdy na rowerze i wbrew zdrowemu rozsądkowi pochylamy się w tę samą stronę, na którą się przewracamy, a rower w cudowny sposób odzyskuje równowagę. Borykamy się cały czas ze swymi objawami po prostu dlatego, że skręcamy w niewłaściwym kierunku.
Tak więc jeśli pierwszym błędem jest próba pozbycia się objawu, drugim jest niepozbywanie się objawu po to, aby pozbyć się objawu. Powtórzmy więc, że nie powinniśmy się martwić o to, czy objaw zniknie, ani nawet mieć na to nadziei. To półśrodek. Powinniśmy raczej w pełni doświadczać i nasilać objaw, nawiązać kontakt z Cieniem, konfrontować się ze swoimi przeciwieństwami - wtedy objaw zniknie samodzielnie, bez żadnego ponaglania z naszej strony, we właściwym dla siebie czasie. A stanie się tak z prostego powodu: psychika stanowi samoorganizujący się układ, który po otrzymaniu prawidłowej informacji, że sam siebie szczypie, automatycznie tego zaprzestanie!
Na tym polega w istocie pierwszy krok - na wczuwaniu się w swoje przeciwieństwa i przyjmowaniu odpowiedzialności za swój Cień, swoje objawy. A gdy uświadomimy sobie swoje przeciwieństwa - co kochamy i czego nienawidzimy, co lubimy, a czego nie, swoje dobre i złe cechy, pozytywne i negatywne emocje - i gdy silniej doświadczymy swoich objawów - kaprysów i obaw, dziwactw, wahań nastroju i niepokojów - będziemy w stanie, jeśli zajdzie potrzeba, przejść do drugiego kroku i odwrócić ukierunkowanie projekcji, posługując się podanymi w tym rozdziale ogólnymi wskazówkami, ułatwiającymi rozpoznanie, jakiego rodzaju są to projekcje - projekcje pozytywnych lub negatywnych cech i właściwości albo pozytywnych lub negatywnych emocji.
Otóż ogólna zasada jest taka, żę drugi krok, to znaczy odwrócenie kierunku projekcji, potrzebny jest tylko przy projektowanych emocjach, a nie cechach i właściwościach. Swobodnie to ujmując, dzieje się tak dlatego, że emocje są nie tylko właściwościami, lecz właściwościami ukierunkowanymi. Kiedy więc projektujemy jakąś określoną emocję, nie tylko usuwamy właściwość tej emocji poza siebie, lecz odwracamy również jej kierunek. Jeśli na przykład projektujemy pozytywną emocję, taką jak zainteresowanie, to nie tylko projektujemy samą właściwość zainteresowania (wyobrażając sobie w związku z tym, że jesteśmy od zainteresowania wolni), lecz także projektujemy lub odwracamy kierunek tego zainteresowania - zamiast obserwowania innych mamy wrażenie, że to inni obserwują nas! Albo jeśli projektujemy swój pociąg seksualny do kogoś, zmienia się zarówno sama jakość tej emocji, jak i jej kierunek - nie jestem seksualnie pobudzony, a ta osoba chce mnie zgwałcić! Albo projektuję swoją motywację: nie mam żadnej motywacji, a wszyscy mnie popędzają i wywierają na mnie presję! Podobnie z negatywnymi emocjami: „odtrącam innych” zamienia się w „inni mnie odtrącają", „nienawidzę świata” w „świat mnie nienawidzi”, a „walczę jak szalony” w „ludzie chcą mnie ukrzyżować!”. Dokonujemy projekcji charakteru danej emocji, więc wydaje nam się, że jej nie mamy („Ależ nie czuję absolutnie żadnej nienawiści”), jak również projekcji jej kierunku („Za to on z całego serca mnie nienawidzi!”). Ujmując to prosto, gdy projektujemy emocję, odwracamy też jej kierunek.

Kontaktując się ze swoimi objawami i rozmyślnie starając się z nimi utożsamić, warto pamiętać, że każdy konkretny objaw - jeśli ma emocjonalne jądro - stanowi widzialną postać Cienia i cechuje się nie tylko przeciwną właściwością, lecz także przeciwnym kierunkiem. Zatem jeśli czuję się strasznie skrzywdzony i śmiertelnie obrażony „z powodu” czegoś, co powiedział mi Pan X, i strasznie mnie to dręczy - choć nie uświadamiam sobie niczego poza swoją życzliwością wobec niego - to pierwszym krokiem jest zdanie sobie sprawy, że sam to sobie wyrządzam, że dosłownie krzywdzę siebie. Biorąc odpowiedzialność za swoje emocje, jestem teraz w stanie odwrócić kierunek projekcji i spostrzec, że moje poczucie krzywdy stanom moje wyraźne pragnienie, aby skrzywdzić X. „Czuję się skrzywdzony przez X” w końcu zostaje prawidłowo przemienione w „chcę skrzywdzić X”. Nie znaczy, to rzecz jasna, że idę od razu pobić X - świadomość własnego gniewu wystarcza, aby go zintegrować (choć może pozostać chęć, aby w zamian skopać jakąś poduszkę). Chodzi o to,, że mój objaw udręki stanowi odbicie nie tylko przeciwnej właściwości, lecz także przeciwnego kierunku. Będę więc musiał wziąć odpowiedzialność zarówno za gniew (który stanowi odwrotność mojej świadomej życzliwości wobec X), jak i za to, że płynie on ode mnie ku X (co stanowi kierunek przeciwny do tego, który sobie uświadamiałem wcześniej).

W pewnym sensie musimy więc przede wszystkim - w przypadku projektowanych emocji - dostrzec, że to, co jakoby otoczenie nam wyrządza, tak naprawdę wyrządzamy sobie sami, że dosłownie szczypiemy sami siebie; a następnie zrozumieć, że jest to w istocie nasze własne zakamuflowane pragnienie, aby szczypać innych! A za „pragnienie, aby szczypać innych” podstawmy - zgodnie z własnymi projekcjami - pragnienie, aby kochać innych, nienawidzić innych, dotykać innych, denerwować innych, zdobywać innych, obserwować innych, mordować innych, kontaktować się z innymi, ściskać innych, odtrącać innych, dawać innym, brać od innych, bawić się z innymi, dominować nad innymi, oszukiwać innych, wywyższać innych itd. Sami kontynuujmy tę wyliczankę lub raczej pozwólmy ją kontynuować własnemu Cieniowi.

Otóż ten drugi krok procesu odwracania jest absolutnie konieczny. Jeśli emocja nie rozładuje się w pełni we właściwym kierunku, bardzo szybko wrócimy do nawyku kierowania jej przeciw sobie. Kiedy więc kontaktujemy się z jakąś emocją, na przykład nienawiścią, to za każdym razem, gdy zaczynamy ją kierować przeciw sobie, wczujmy się w przeciwny kierunek! Skierujmy ją w drugą stronę! Mamy już teraz wybór: szczypać albo być szczypanym, obserwować albo być obserwowanym, odtrącać albo być odtrąconym.

Wycofywanie swoich projekcji jest nieco prostsze - choć niekoniecznie łatwiejsze - gdy chodzi o projektowane właściwości, cechy lub wyobrażenia, bo same w sobie nie wiążą się one z żadnym kierunkiem, a w każdym razie nie aż tak wyraźnym, jak w przypadku emocji. Pozytywne lub negatywne cechy, takie jak mądrość, odwaga, złośliwość, niegodziwość, skąpstwo i inne wydają się stosunkowo bardziej statyczne. Musimy wtedy zająć się samą ich treścią, a nie ukierunkowaniem. Oczywiście gdy te właściwości zostaną wyprojektowane, możemy na nie zareagować w niezwykle emocjonalny sposób, a potem nawet wyprojektować te reaktywne emocje i z kolei zareagować na te projekcje, i tak dalej w oszałamiającej spirali walki z Cieniem. Jest też całkiem możliwe, że żadne właściwości ani wyobrażenia nie ulegają projekcji, jeśli nie mają w sobie ładunku emocjonalnego. Bez względu na to można i tak doprowadzić do istotnej reintegracji, gdy po prostu zajmiemy się samymi wyprojektowanymi właściwościami.

Te wyprojektowane cechy - tak samo jak wyprojektowane emocje - będą oczywiście tym, co „widzimy” u innych i co nie stanowi tylko informacji, lecz silnie na nas oddziałuje. Zazwyczaj będą to te właściwości, którymi naszym zdaniem odznaczają się inni, a którymi gardzimy, które zawsze mamy ochotę wytknąć i surowo potępić. W istocie jednak krytykujemy własną ciemną duszyczkę, mając nadzieję, że podziała to na nią jak egzorcyzm. Czasami te wyprojektowane właściwości są naszymi zaletami, co powoduje, że lgniemy do tych, którym je przypisujemy, często za wszelką cenę rywalizując z innymi. Ta zaborczość świadczy oczywiście o ogromnym pragnieniu dotarcia do ukrytych aspektów własnej osobowości.

W ostatecznym rozrachunku można powiedzieć, że projekcje przyjmują najróżniejsze formy. Tak czy inaczej, wyprojektowane właściwości - zupełnie jak wyprojektowane emocje - zawsze będą przeciwieństwami tego, czym naszym zdaniem dysponujemy. Jednak w przeciwieństwie do emocji, właściwości te same w sobie nie mają kierunku, więc ich integracja jest prosta. Już podczas pierwszego kroku, czyli wczuwania się w swoje przeciwieństwa, przekonamy się, że to, co uwielbiamy lub czego nie znosimy u innych, to tylko właściwości naszego własnego Cienia. Nie jest to sprawa między nami a innymi, lecz między nami a nami. Wczuwając się w swoje przeciwieństwa, dotykamy Cienia i zdając sobie sprawę, że szczypiemy sami siebie, przestajemy to robić. Same te wyprojektowane właściwości nie mają kierunku, więc ich integracja nie wymaga wykonywania kolejnego kroku, czyli odwracania.

Dzieje się więc tak, że poprzez wczuwanie się w swoje przeciwieństwa, poświęcanie znacznie więcej czasu Cieniowi, w końcu rozszerzamy swoją tożsamość, a więc i odpowiedzialność, na wszystkie aspekty psychiki, a nie tylko na zubożoną Personę. W taki sposób podział między Personą i Cieniem zostaje usunięty i uzdrowiony, a my samorzutnie budujemy wierny, a więc i możliwy do zaakceptowania, zintegrowany własny wizerunek, to znaczy wierny psychiczny obraz całego swojego psychosomatycznego organizmu. W taki sposób dokonuje się integracja naszej psychiki i tym samym schodzimy z Poziomu Cienia na Poziom Ego.


Ken Wilber "Spektrum Świadomości" str 249-276
(pogrubienia i podkreślenia, - własne)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Materiały własne :MEDYTACJA METTA